top of page

Remis i rozczarowanie


Emocjonujące spotkanie obejrzeli w sobotę kibice futsalu w hali VI LO. Po dramatycznej końcówce meczu zespół MOKS Słoneczny Stok Białystok zremisował z FC KJ Toruń 4:4, choć jeszcze kilka minut przed końcem spotkania gospodarze prowadzili dwoma bramkami.

Spotkanie źle rozpoczęło się dla białostoczan. Już po trzech minutach przegrywali 0:1 po bramce Konrada Jekiełka. Na szczęście podopieczni Adriana Citko nie spuścili głów tylko zabrali się do odrabiania strat. Okazji nie brakowało, ale niestety zawodziła skuteczność. Jednak wysiłki MOKSu zostały nagrodzone. W 10. minucie „Słoneczni” doprowadzili do wyrównania. Wydawało się, że golkipera gości pokonał Krzysztof Kożuszkiewicz, ale bramkę ostatecznie zaliczono jako trafienie samobójcze Marcina Mrówczyńskiego. Ale białostoczanie uwierzyli, że w meczu z wicemistrzem Polski mogą odnieść sukces. Wciąż grali odważnie i to przyniosło efekt w postaci gola Mateusza Liskowskiego. Wynikiem 2:1 zakończyła się pierwsza połowa i wiadomo było, że w drugiej odsłonie czeka nas sporo emocji bo torunianie byli podrażnieni takim rezultatem.

I tak rzeczywiście było. Jednak zanim nastąpiła kulminacja tych emocji to prowadzenie podwyższyli białostoczanie. W 24. minucie na listę strzelców wpisał się Paweł Aleksandrowicz, który po długiej przerwie ponownie mógł zaprezentować się w barwach MOKSu przed białostocką publicznością. Ale tak naprawdę emocje dopiero się zaczynały. 9 minut przed końcem spotkania „Słoneczni” popełnili piąte przewinienie i każde następne musiało kończyć się przedłużonym rzutem karnym. Gospodarze musieli więc zacząć grać uważnie w obronie i nie szarżować do przodu. Ten plan zapewne zostałby zrealizowany gdyby nie to, że na niespełna 8 minut przed końcem doszło do zamieszania przy zmianach. Efektem tego była druga żółta i w konsekwencji czerwona kartka dla Vitalija Lisnychenki. Białostoczanie musieli grać w osłabieniu. Niespełna pięć minut przed końcowym gwizdkiem goście stanęli przed szansą zdobycia bramki kontaktowej. Ale spudłowali wykonując przedłużony rzut karny. Na trybunach wrzało. Goście rzucili się do ataku i w końcu minutę później dzięki trafieniu Mateusza Waszaka zrobiło się 3:2. Torunianie zwietrzyli szansę na zdobycie co najmniej punktu. Ale ku ich zaskoczeniu białostoczanie wyprowadzili kontrę, którą na gola zamienił Mateusz Prolejko. Do końca meczu pozostawało 210 sekund. Już po 20 ponownie z bramki cieszyli się goście bowiem świetnie broniącego w tym spotkaniu Kamila Dobreńko zdołał pokonać Michał Wojciechowski. Minęło pół minuty i zrobiło się 4:4. Tym razem już do odpowiedniej bramki trafił Marcin Mrówczyński. Do końca spotkania trwały piłkarskie szachy i ostatecznie w tym bardzo emocjonującym spotkaniu już żadnej z drużyn nie udało się przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.

- Każdy punkt trzeba szanować, ale kiedy tracimy dwie bramki przy prowadzeniu 4:2 to musimy odczuwać z tego powodu niedosyt. Mogliśmy zdecydowanie więcej ugrać w tym meczu – przyznał Kamil Dobreńko.

- Zdarza nam się kolejny mecz, w którym prowadzimy dwoma bramkami i nie potrafimy tego dowieźć do końca. Brakuje nam tego doświadczenia, cwaniactwa i wyrachowania. Nie możemy popełniać takich błędów w grze i przy przeprowadzaniu zmian – podsumował dodatkowo Adrian Citko.


bottom of page